dzisiaj tak szybciutko...może Was zainspirujemy do mroźnej twórczości, by jak najlepiej wykozrystać ten szalony atak zimy ;)
Niestety z powodu ospy jesteśmy uwięzieni w domu i nie możemy cieszyć się urokami tej pięknej pory roku...póki co omijają nas szczypiące policzki, trzeszczące buty i zamarzający oddech, ale nie dajemy się i jak zwykle tworzymy..
Tym razem powstały lodowe witraże...coś pięknego!
Zaangażowani całą rodziną stworzyliśmy zamarzające obrazy, któe wyglądają po prostu bajecznie, tak łatwo je wykonać, a efekt zachwyca!
Żadne ze zdjęć nie oddaje uroku witraży, a piękno ich zmienia się zależnie od tego, czy świeci słońce i pod jakim kątem, czy zapada zmrok i delikatnie oświetlają je świąteczne lamkpi...koniecznie spróbujcie!
dybym miała własn ogród ozodobiłabym witrażami wszystkie drzewa :D :D
Najpierw do płaskich pojemników nalaliśmy wody, którą dziewczyny wcześniej podbarwiły plakatówkami. Mi ososbiście podobają się najbardziej chyba takie bezbarwne z czystej wody, ale nie chciałam psuć dziewczynom frajdy :) Potem zatapiałyśmy w wodzie to co znalazłyśmy pod ręką...goździki, suszone porańcze, liść laurowy. Tak przygotowane pojemniki wystawiliśmy na balkon...czyli na działanie siarczystego mrozu :D
Nie wiem czy to za sprawą dodanej farby, ale strasznie długo woda ta zamarzała, byliśmy bardzo zdziwieni, kiedy jednak to nastąpiło K. rozgrzewał nad palnikiem gwoździa, którym "wycinał" dziurki w witrażach. Działać trzeba było w pośpiechu, bo obrazki szybko topniały.
Jeszcze tylko sznureczek i na mróz...ozdabiamy drzewa, balkony, płoty...i zachwycamy się pięknem naszego małego dzieła sztuki :)
Jak to wspaniale cieszyć się z tak prostych rzeczy..
za każdym razem kiedy wchodzę do pokoju i widzę nasze witraże, to serce mi się raduje, że po raz kolejny mam dowód, że tak niewiele trzeba.....