niedziela, 18 grudnia 2022

Trzeci tydzień....

Zaczynam kolejny raz, dokładnie tak! Niestety przed momentem przez przypadek usunęłam prawie gotowy wpis na bloga...a tak się starałam! Ech..nie pozostaje mi nic innego jak zacząć od nowa, choć nie wiem czy dam radę wszystko odtworzyć i spisać raz jeszcze. 
Poprzedni wpis rozpoczęłam od małego narzekania hihi 
Pozwoliłam sobie na taką słabość, ponieważ ostatni czas nie rozpieszczał nas zbytnio. Niestety tak jak podejrzewałam złapały nas choróbska, ale nie byle jakie, tylko skumulowane kombo. Zatem na stanie mamy chorego na ospę i zapalenie oskrzeli jednocześnie, kolejnego z bostonką, trzeciego z zapaleniem krtani i czwarty choruje na zapalenie zatok..na tym oczywiście nie koniec, ponieważ dzieci zaczęły wymieniać się wirusami. 
Trudny to czas, na dodatek akurat teraz K. wyjechał na kilkudniowe szkolenie z pracy. Nie jest też łatwo, ponieważ każde z dzieci choruje na coś innego i każde na danym etapie ma zupełnie inne potrzeby, a brak snu od tygodnia to wisienka na torcie. Na wyluzowanie nie pozwala mi również fakt, że jestem w domu...oczywiście cudowne to jest i czerpię  z tego garściami. jednak poczucie, że powinnam być w tym czasie w pracy, że w domu również przygotowania do Świąt daleko w polu, to wszystko sprawia, że jestem bardzo zestresowana. Znacie mnie jednak trochę i wiecie, że tak łatwo się nie poddaję i staram się ze zdwojoną siłą. 
Post miał być nieco inny, ale w obecnej sytuacji niewiele z zaplanowanych rzeczy mogłam zrobić.

Za oknem siarczysty mróz, trzeba go było dobrze wykorzystać i to bez wychodzenia z domu. 



Kilka lat temu robiliśmy lodowe witraże na balkon. Kiedy szperałam we wpisach, by odnaleźć ten, w którym o nich pisałam zrobiłam wielkie oczy. Okazuje się, że tworzyliśmy je w momencie, kiedy Hania i Miriam przechodziły ospę. Także historia się powtarza...jest ospa, są witraże :) Można o tym poczytać TUTAJ!
Tym razem nasze lodowe obrazki są bardzo skromne. Bez farbowania wody i bez większych dekoracji. Mimo wszystko niesamowicie nas cieszą i chętnie im się przyglądamy.








Kolejnym zimowym zajęciem było mrożenie baniek mydlanych. Jak się okazało mróz był jeszcze nieco za słaby i nie wyszło nam to super spektakularnie, ale kruszenie zamrożonych baniek i tak dawało wiele frajdy. 










Podglądanie świata przez balkonowe okna dostarcza nam wiele rozrywki :) Zima zachwyca mroźną bielą..przepięknie wygląda świat okryty białymi kryształami!



Uwielbiam zimowe słońce, które ukrywa się za mgłą. Światło jest tak pięknie rozporoszone...choć słońce o tej porze bywa też niemiłe haha 
Jego promienie wpadają do pokoju pod takim kątem, że nic nie może się ukryć. Żadna smuga, czy pomazana szyba się nie uchowa. Dlatego też wolę tę zamgloną, zimową wersję słońca haha.




Patrzenie na świat przez okno sprawiło, że mamy nowych przyjaciół...gołębie i wygłodniałe sikorki odwiedzały nas bardzo często. Było na co popatrzeć!










Od samego patrzenia na mróz robiło nam się chłodno, trzeba było się rozgrzać...

Choruszkom trzeba dogadzać na różne sposoby...przygotowanie ulubionych placuszków to zawsze dobry pomysł!



I zimowa herbata...nasz ulubiony przysmak, zwłaszcza, że serwowany w świątecznych kubeczkach, które zdeklasowały ostatnio nawet ukochanego Bolesławca :)



Nasze serca również doznały sporo ciepła i to za sprawą kochanej Agnieszki, która w tym trudnym czasie przesłała nam tyyyyle radości! Dziękujemy Ci kochana, a Wam koniecznie zapraszam do jej pięknego świata TUTAJ! Spędziliśmy wspaniały wieczór..








Chciałabym też polecić Wam jeszcze jeden profil na Instagramie, gdzie niezwykle utalentowana dziewczyna dzieli się darmowymi materiałami do pobrania i przygotowania przepięknych dekoracji i zabawek świątecznych. Profil Narysuj mi Mamo...koniecznie skorzystajcie!
Póki co my stworzyliśmy uroczego Dziadka do orzechów, a kolejne cudeńka czekają w kolejce!





Prace plastyczne, to to co nas ratuje aktualnie. Poprawiają samopoczucie nawet tym, którzy niezbyt dobrze się czują..





Nawet ja pokusiłam się na wykonanie czegoś, co chodziło za mną od kilku lat. 
Zachwycają mnie maleńkie światy zamknięte w słoikach..taki marzył mi się bardzo długooo...
Uczę się pozwalać sobie na takie rzeczy, które z pozoru są w sumie po nic...niby niczego nie wnoszą, a jednocześnie tworzenie ich daje tyle wyciszenia, radości i oderwania od wszystkiego, że jednak nabiera to sensu i tak naprawdę to wręcz niezbędne do życia!




Podobnie jak uczę się tego, że najważniejszy jest sam proces tworzenia i , że tworzenie z dziećmi też daje poczucie "twórczego spełnienia"...nie wiem, czy jasno to opisuję, ale mam w sobie pewien rodzaj krytyka, który zniechęca mnie od podejmowania działań, jeśli jest ryzyko, że w efekcie nie wyjdzie tak jak sobie to wymyśliłam...tak jest właśnie w tworzeniu z dziećmi.  Bardzo się staram z tym walczyć i myślę, żę nieźle mi to wychodzi... czerpię wielką radość z robótkowania z moimi dziećmi i widzę jak one zarażają się kolejnymi pasjami.














Tuż przed chorobą dziewczyny dostały nowy zestaw kredek, uwielbiają rysować. Krysia narysowała mnie jako świątecznego anioła...niezwykle podoba mi się ta praca. Krystyna zwraca uwagę na szczegóły w swoich pracach, tak jak tutaj szwy na sweterku mnie rozczulają! Jej prace zawsze są "klimatyczne" i naprawdę wpasowują się w moją estetykę :) 
 











A z ciekawostek, to pokażemy jeszcze dość nietypową pracę, jaką wykonałam z Krysią na szkolne przedstawienie z okazji rocznicy 13 grudnia. 


Za nami także reanimacja świątecznych dekoracji, które zdecydowanie już jej wymagały. Na pierwszy ogień poszedł renifer, którego wiele lat temu uszyłam. Niestety nie wygląda już najpiękniej, ale Krystyna za nic nie chce pozwolić na to, bym uszyła nowego :)





Natomiast nasze ulubione świnki, które również uszyłam, kiedy Miriam była malutka, w tym roku zdobią drzwi do toalety. Wyglądają uroczo :) 






 
Niezmiennie rozczula mnie to ileż to wtedy zachodu było, by zdobyć odpowiednie skrawki materiału. Takie krateczki oglądało się jedynie na zagranicznych blogach. Kokardki na świnkach zrobione są z paska od sukienki, a serce ze  starej ściereczki kuchennej cudem zdobytej! Jaka to była wielka radość! W sumie to trwa do dzisiaj, bo zawsze uśmiecham się na to wspomnienie!

No i muszę wspomnieć o tym, że za nami już moment pojawienia się świątecznej ceratki :) Oznacza to, że Święta tuż tuż i zaczynamy prawdziwe ozdabianie domu :)



I to na tyle póki co ...miało być o ulubionych filmach świątecznych, o duchowym przeżywaniu adwentu, a wyszło inaczej...
Rozpoczynając pisanie myślałam sobie, że w sumie nie mam o czym, że nic się nie wydarzyło ciekawego, że post miał być tematyczny, ale za to właśnie lubię blogowanie...takie spisywanie myśli i zbieranie urywków codzienności pokazuje nam jak wiele się dzieje, jak wiele dobra i piękna, które tak często nam umyka!!!! W tym trudnym czasie właśnie tak chcę zakończyć ten wpis...z pełną wdzięcznością za to co mam i za to co się wydarzyło! 
Do napisania Kochani!

2 komentarze:

  1. Pięknie sobie radzicie w tym trudnym czasie. Dużo zdrówka dla wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
  2. Violu, podobnie nauczyłam się dostosowywać do scenariuszów, które pisze życie. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Piękny, kreatywny czas za Wami, ubolewam nad tym że Wojtek niespecjalnie przepada że rysowaniem...od tygodnia za to ćwiczy kolędy na szkolny koncert 😅
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń